Dziś jestem radosny i niech tak już będzie
ponieważ gościłem księdza po kolędzie,
kapłan jest najmłodszym z tych co urzędują
przy naszej parafii, co misję sprawują.
Najpierw ministranci przetarcie robili
przy drzwiach uchylonych dzwonkiem podzwonili,
drzwi bardziej otwarłem, weszli do pokoju
"O to Pan Bóg przyjdzie..." nucili w spokoju.
Ten wyższy ode mnie prawie o pół głowy
kredą wypisywał na drzwiach ważne słowy,
ten drugi zaś mniejszy prawie o połowę
na zbieranie datków puszki miał gotowe.
Wkrótce nadszedł kapłan w modlitewnym stanie
rozpoczął w mieszkaniu swe kolędowanie,
w ruch poszło kropidło i woda święcona
nastąpiła chwila mową uwieńczona.
Na miękkim fotelu kapłan zajął miejsce
bo z domownikami pogadać chciał jeszcze,
po paru minutach szybko się podnosi
wręczamy kopertę choć o nią nie prosi.
Kolęda się kończy, mówi z Panem Bogiem
tak żegna się z nami stojąc tuż przed progiem ,
księdzu pozostało kolęd kilkanaście
czy wszyscy go przyjmą? Hmm... ano właśnie!